REEDYCJA DEBIUTANCKIEJ PŁYTY ENCOFFINATION WZBOGACONA O TRZY NUMERY Z "Temples Descend Below the Earth" EP (Archasm Releasing 2010).
"My kind of music. Utter darkness, a bottomless pit of night. Unapologetic underground metal at its best and most captivating" - Tom G. Warrior (TRIPTYKON, CELTIC FROST, HELLHAMMER)
"Ritual Ascension Beyond Flesh" to debiutancki album amerykańskich przedstawicieli death/doom metalowego ENCOFFINATION.
Założony w 2009 roku, ENCOFFINATION to ucieleśnienie rozkładu i śmierci – potwornie ciężki grobowy death doom metal zagrany na najniższych dźwiękach. Encoffination istnieje poza światem żywych, w otchłani potępienia, rozkładu i destrukcji – uprawiając swoją własną sztukę bluźnierstw i rytuałów, które prowadzą do wytępienia wszelkiej świętości. “Ritual Ascension Beyond Flesh” to pierwszy pełnoczasowy album tego dwuosobowego zespołu, w skład którego wchodzą: Ghoat - wokal, gitara, bass (również w FESTERED) i Elektrokutioner - perkusja (grający także w DECREPITAPH, FESTERED, TOMBSTONES, BEYOND HELL, SCAREMAKER).
Kontynuując dzieło z siedmiocalówki “After Their Temples Descend Below The Earth” wydanej na początku tego roku, muzycy – pochodzący z Georgii i Teksasu prezentują ośmiootworowy, „Ritual Ascension Beyond Flesh” – 30 minutową porażającą dawkę ponurego death/doom w stylu INCANTATION, DISEMBOWELMENT czy MORPHEUS DESCENDS. Przygotujcie się na najbardziej ponury, grobowy i drenujący umysł deathmetalowy album 2010 roku.
Legacy 14/15
Terrorizer 9/10
Masterful Magazine:
W imię Disembowelment i Winter i ducha Incantation, nadchodzą kolejni apostołowie doom/death metalowego kultu z edyktu naszego krajowego Samoróbyboga, błogosławiąc nas znakiem odwróconego krzyża i fragmentami mszy nieświętych. Potężny walec niskich riffów, granych na strunach luźnych jak zwisająca z konfesjonału stuła Waszego spowiednika, utrzymany w morderczo ślamazarnych tempach konduktu żałobnego, z przyspieszeniami do wolno kołaczących się walców, aż po eksplozje mrocznej energii w mulistych, death metalowych bluzgach, które powodują drżenie płyt nagrobnych w katakumbach. Wokal to nie wokal.. to po prostu kolejny instrument, który wydaje z siebie przeciągłe, złowrogie pomruki niczym przysypiający w nawie swojej świątyni potężny i oślizły Cthulu. Są też tutaj i takie zajebiste momenty, gdy pojedyncze uderzenia w gong perkusji stopniowo zlewają się z wkomponowanymi odgłosami mszy tak, że w pewnym momencie wydaje się, że to nie pałker gra, ale ministrant nawołuje do oddania hołdu hostii podczas podniesienia. Żadnych melodyjek, żadnego chwytliwego riffowania i popisowych solówek tylko grobowce, krypty gotyckich katedr i miażdżący głębokimi dźwiękami, powoli wwiercający się w zwały zmumifikowanych trupów doom/deathowy świder, przerywany jedynie religijnymi introsami i samplami z filmów. Piękne.
Pop Up Music:
Selfmadegod poszerzył wydawnicze horyzonty czego najlepszy dowód mamy w postaci albumu „Ritual Ascension Beyond Flesh”. Pod nazwą Encoffination ukrywa się amerykański duet o tajemniczych pseudonimach – Ghoat i Elektrokutioner. Panowie udzielali się bądź nadal grają w ponad dwudziestu grupach, więc co do ich doświadczenia nie można mieć żadnego „ale”. Dyskografię, oprócz recenzowanego albumu, uzupełniają tylko dwie winylowe EP-ki. „Ritual…” początkowo ukazał się tylko w formie kasetowej, by w drugiej połowie roku objawić się w wersji CD i później winylowej. Przywiązanie do tradycji taśmy magnetycznej nie dziwi w kontekście prezentowanych nagrań. Dla Encoffination czas zatrzymał się na początku lat 90., kiedy to twórcy najbardziej ponurego i złowieszczego doom/death metalu rejestrowali swoje dźwięki. Mam tu na myśli jedyne płyty Holendrów z Sempiternal Deathreign, amerykańskiego Winter i australijskiego Disembowelment. Atutem „Ritual…” jest niesamowite brzmienie, które w obecnych, pełnych komputerowych sztuczek czasach, jawi się jako archaiczne i zacofane. Wokal Ghoata pobrzmiewa gdzieś w tle, przenikając jakby przez powłokę ascetycznych gitarowych struktur. Perkusyjne tempo mozolnie snuje się w większości utworów, a niesamowita grobowa atmosfera wyziera z każdej minuty nagrań. Nie ma tu jednak psychodelicznych pierwiastków Esoteric. Są za to odważne przyspieszenia, które mocą stutonowego walca kruszą najbliższe otoczenie. Muzycy Encoffination są totalnie staromodni, a z drugiej strony, nie brakuje im odwagi w kreowaniu wizji posępnego, gnijącego i pełnego grozy materiału. I nie ma znaczenia, że tak grało się prawie dwie dekady temu. Najważniejsze jest przecież to, iż nadal wplatają w te dźwiękowe kolosy pokłady ciekawych rozwiązań. Muzyka może cieszyć, ta z „Ritual…” przeciwnie - przytłacza niczym trumienne wieko. Jedna z najbardziej zaskakujących płyt tego roku.
HeavyMetal.About.com:
You just can’t teach a musician this kind of death metal; it is inborn and originates from the blackest of souls. You’ve been warned." - Scott Alisoglu (Metal-Army) "(...) eight-track collection of monstrous and truly energy-sapping, down-tempo, doom-plus-death metal which sucks you in, enthralls you, and terrifies you all in one fell swoop." - The Metal Register "If Satan were to put together a play-list to torture his victims with, Encoffination’s “Ritual Ascension Beyond Flesh” would be at the very top. This sinister debut is as grim as modern doom metal can get, with a rough production and inaudible low grunts to accentuate the proceedings." - Metal Underground "Encoffination play a gloomy, darkness-ridden manifestation of death/doom, taking the very best of bands like dISEMBOWELMENT, Sempiternal Deathreign and Decomposed and melding it into an atmosphere reminiscent of Incantation or even Morpheus Descends." - Diabolical Conquest "This record doesn’t offer a proper burial. It simply tosses your body into a hole and shovels tons of dank earth on you.
Apochs:
It's rare that a Death Metal release would actually capture a sound that could only be described as pure death, but in this case, Encoffination has done so, and it's a fantastic work that you simply cannot afford to pass up.
Sea of Tranquility:
If you're looking for demonic work of art equivalent to Dante's Inferno, you're in for quite a ride.