Debiutancki materiał deathemtalowego zespołu z Algierii! W składzie byli i obecni muzycy CARNAVAGE, DEVAST!
NBC [7/10]:
Zaczniemy małą zagadką co by lekko rozruszać puste bańki (po mleku). Jaki jest największy kraj w Afryce? Też nie wiedziałem. Algeria. Stamtąd właśnie pochodzi trio Lelahell, jeden z bardzo nielicznych ichniejszych zespołów, w dodatku wydany przez, zdaje się, raczkujący polski label Goressimo Records. Ja to mam szczęście. Materiał dopiero co wydany, a u mnie już zawitał. Na takim egzotyku to aż przyjemnie łapska położyć, nawet nie musi być szczególnie ciekawy. I w sumie szczególnie ciekawy nie jest, ale na pewno daje radę. Poza tym to death metal, chyba najpopularniejsza odnoga i jedna z tych, jakie towarzyszą moim uszom najczęściej. Trochę śmiesznie wygląda to, że debiut ma zaledwie sześć kawałków, a jedną trzecią czasu trwania stanowi kower Mayhem w postaci "Freezing Moon" odgrywanego przez ostatnie dwie dekady przez masę kapel w każdym zakątku świata. Chile, Francja, Filipiny, Peru, Finlandia... Nie ma chyba miejsca gdzie Mayhem jeszcze nie dotarło (tak z grubsza), więc dotarło i do Algerii. Jakby nie było, te dwadzieścia kilka minut muzy trzyma mocno zadowalający poziom, z czego mogę być tylko rad. Czasem zdaje mi się, że teksty są po ichniejszemu, czasem po angielsku, a w "Hermanos" to może i nawet po hiszpańsku. Zresztą, fajny wtręcik w hiszpańskim klimacie można w rzeczonym composie znaleźć. Bardzo dobrze nastraja otwierający krążek "Emperor". Bardzo gęsty wstęp, bardzo ciężkie granie ogółem, bardzo na poziomie. Zmiany tempa się nie boją, o czym świadczy dalsza część tegoż openera. Wokalne przetasowania także nie są im obce, bo mamy tu świninę, skrzeki i growl. Wskakuje krótkie interludium z combo gitara + klawisze, po czym jedziemy dalej z tym algierskim śmierć metalem. Jeszcze trzy kawałki, wspomniany cover i zwijamy afrykański kramik, fajrant. "Into the Past" również wstydu chłopakom nie przynosi. To najdłuższy autorski song Lelahell, gdzieś tam w środku przyozdobiony nawet dźwiękami unplugged. "Al Ihtiquar" to z kolei taki mały, krótki walec, który dobrze gniecie, tak, że nawet Morbid Angel by się go w swoim repertuarze nie powstydziło. Ogólnie rzecz biorąc ekypa, mimo tego że nieliczna, potrafi skroić ciekawy death metal. Wrzucają czasem solówkę, jakiś ciekawy dodatek, nie lecą nudno i jednostajnie. Zdecydowanie warto posłuchać gdy tylko trafi się Wam okazja. Taki smakołyk jestem w stanie bez zastanowienia polecić.